Dziwię się że tak często o nim zapominamy.
Posłuchajcie więc droga młodzieży mnie, tego ,,pierdolonego katola''.
Jeżeli kogoś uraziłam to przepraszam, chodziło mi o tą zaniedbaną młodzież :)
Hejterom już dziękuję.
Zaczynając:
,, Każdy człowiek - bez względu na
wyznawaną wiarę - rodzi się z przydzielonym mu Aniołem Stróżem (każde
państwo świata również ma własnego Anioła Stróża).
Co ciekawe, każdy
jeden Anioł Stróż jest inny - zarówno jeśli chodzi o wygląd,
jak i o
swoje możliwości duchowe.
Człowiek rodzi się z określoną pojemnością
duchową (daną przez Ojca-Stwórcę) i
ma obowiązek rozwijać tą duchowość,
która polega na niczym innym, jak na uczeniu się rozmowy (mówienia i
słuchania) z Bogiem - w tym także codziennej walce z szatanem i swymi
słabościami (wykorzystując do tego cały wachlarz możliwości duchowych,
jakie Ojciec pozostawił każdemu człowiekowi: m.in. powinniśmy obcować z
trzema Kościołami Świętymi - Zwycięskim w Niebie, Oczyszczającym się w
Czyśćcu i Walczącym na ziemi - czy wykorzystywać ogromny rynsztunek
duchowy, jaki mamy do dyspozycji: Charyzmaty i Dary Ducha Świętego,
Sakramenty Kościoła, Pismo Święte, Różaniec Święty, Szkaplerz i wiele
innych). Dlatego to, na ile człowiek odczuwa wyjątkowość swojego Anioła -
czy Anioła innej osoby - jest silnie uzależnione od stopnia rozwoju
jego pojemności duchowej, a to uwarunkowane jest oddziaływaniem łaski
(którą zsyła Bóg),
chęciami danego człowieka - wiadomo, jeżeli
się czegoś nie chce, to nie da się tego zrobić - bądź uwarunkowane to
może być czyjąś modlitwą (a więc staraniami innej osoby,
która
wyprasza określone łaski dla człowieka, którego darzy miłością).'' [..]
Nieraz doświadczyłem namacalnego
- bo w świecie fizycznym - ujawnienia się Anioła.
Choćby ostatnio,
kiedy nie wiedziałem jak pewnemu chłopakowi pomóc... i w pewnym momencie
pękł mi się łańcuszek z medalikiem Maryi. Doznałem przeczucia w sercu,
że to Anioł mi go zerwał - jak się później bowiem okazało, był to
najlepszy moment, optymalne wyjście z pewnej sytuacji. Łańcuszek pękł w
chwili, gdy sięgałem po pieniądze do portfela... Pomyślałem, że to
drobne mi spadły na ziemię... a okazało się, że to medalik, który
później przez Matkę Bożą bardzo oświecił tego młodzieńca. I mogłoby się
wydawać, że to był jakiś przypadek... Najzabawniejsze jest to, że
Aniołowie przeważnie działają tak, by nie być spostrzeżonymi - jakby
mieli zakaz ujawniania się. W tym jednak drzemie również ich wielka
pokora oraz ich poświęcenie dla nas - nawet wtedy, gdy o nich
zapominamy.
Na Aniołach Stróżach zawsze można polegać,
dlatego nie zasmucajmy ich. Dziękujmy im każdego dnia za ich obecność.
Za każdym razem, kiedy się do nich zwracamy, warto uwielbiać je w Trójcy
Przenajświętszej - one bowiem działają dla chwały Bożej.'' -
Nasuwa się więc pytanie:
Czy można zobaczyć swojego Anioła Stróża?
Bardzo wyczerpująca odpowiedź:
,,„Aniele stróżu mój, ty zawsze przy mnie stój” – to fragment
popularnej modlitwy. Czy rzeczywiście taki Anioł-Opiekun istnieje? A
czy… można go zobaczyć? Oto tekst, który przysłał do nas czytelnik FN.
Witajcie
Pisze do Was tym razem z prośbą o ewentualną odpowiedź, a chodzi o
sprawę która mnie zastanawia mimo upływu lat. Przejdę do sedna by
oszczędzić czas:
Było to mniej więcej przed piętnastoma laty, gdy moi rodzice poznali
rodzinę państwa Sz. Państwo Ci, troche starsi od moich rodziców, pośród
pierwszych spotkań przyznali się do tego że mają (wschodnie?)
ezoteryczne książki w których pisze jak zobaczyć twarz swojego anioła
stróża. Otóż aby tego dokonać, trzeba było aby w przyciemnionym
pomieszczeniu jedna osoba usiadła na ziemi ze skrzyżowanymi nogami, w
odległości jakichś 20 cm od ściany. Następnie miała ona położyć ręce na
kolanach, i zacząć mocno oddychać poprzez nos, zamykając oczy.
Obserwujące ją osoby miały stać na przeciwko w odległości 2-3 metrów, o
niczym nie myśleć i skupiać wzrok nad czubkiem głowy osoby siedzącej.
Wedle tego co to nowo poznane małżeństwo mówiło, po jakimś czasie można
zobaczyć aurę człowieka, a następnie "róg" wychodzący z głowy na końcu
którego miała się ukazać twarz anioła. Oni twierdzili że widzieli swoje
anioły.
Jako że to co mówili było ciekawe, szczególnie dla nas młodych, od razu
namówiliśmy wszystkich by spróbować. Pierwsze próby nie były
rewelacyjne, choć dało się zauważyć tę poświatę otaczającą głowę
człowieka. Najpierw widoczną nad czubkiem głowy, a później w szerokości
około centymetra otaczającą oddychającą postać. Pamiętam jak moja mama
miała wtedy taką zielonawą aurę, zaś ojciec ciemno czerwonawo świecił.
Aura wtedy traciła się i pojawiała z powrotem gdy tylko lekko ruszyło
się wzrokiem, aby ją dobrze widzieć trzeba było jak najdłużej wpatrywać
się nieruchomo w jeden punkt nad głową. Eksperyment niekiedy
powtarzaliśmy, często kończąc go wybuchami śmiechu które mimo woli
budziło sapanie znajomych.
Jakiś czas jednak później (może to było parę tygodni), namówiłem mamę by
znowu "oddychała" - tak to nazywaliśmy. Zmierzchało się już więc było
odpowiednie światło, a raczej jego niedostatki. Pamiętam to jakby to
było dziś, mama usiadła w kuchni pod ścianą, przybrała wymaganą pozycję i
zaczęła oddychać. Zaczęło się jak zwykle - czyli po jakimś czasie jej
ujawniło się że jej postać otacza wąskie widmowe światło. Tym jednak
razem zjawisko miało ciąg dalszy. Mama wciąż głęboko oddychała, i gdy
byłem wpatrzony w tę lekką poświatę, ona w pewnej chwili zaczęła rosnąć i
się poszerzać! Po kilkudziesięciu sekundach, może paru minutach
osiągnęła szerokość co około 15 centymetrów i tak na około otaczała
postać mamy. Innymi słowy mama dookoła cała świeciła na zielono, i mało
tego - ona tak świeciła że to światło zaczęło padać na leżącą za mamą
ścianą i się od tej ściany odbijać! (Wyglądało to tak jakby przyłożyć
kawał rozświetlonego fosforu w pobliże ściany i to światło odbijające
się od ściany, byłoby bardzo podobne do tego które wystąpiło wówczas).
Mama wciąż mocno oddychała i wówczas w pewnej chwili z jej otaczającego
światła wyłoniło się coś. Nie wyglądało to jak pospolity róg, ale raczej
ja "rzeźbiona" smuga światła. Smuga ta miała może trochę więcej niż 10
cm szerokości a nazywam ją "rzeźbioną" z tego powodu że była jakby
pofałdowana pionowo z góry na dół (w sposób przypominający tak jak zwisa
firanka - takie nierównomierne "wyfalowane" pasy były w tym świetle,
ciemniejsze i jaśniejsze, trójwymiarowe). "Róg" ten miał wyraźne kontury
i zaczął rosnąć na ukos w lewo ze światła znad głowy mamy. Rósł on
powoli, i gdy wysuwał się kolejne centymetry w góre, już czułem że
jeszcze trochę i prawdopodobnie zobaczę ową opisywaną wcześniej twarz.
Wtedy mama tak świeciła mocno, że mogłem odwracać wzrok i nawet głowę od
mamy w kierunku brata który stał w drzwiach, a następnie wracać do
obserwacji i od razu "widzieć to wszystko" już bez skupiania się, bez
przerwy. Mogłem rozmawiać z bratem co widzę (on wtedy o ile dobrze
pamiętam wszedł do kuchni, gdy "to się już działo" i niczego nie
widział, ale bał się dlatego stał w drzwiach) a to nie znikało. W pewnym
sensie odprężyłem się już wtedy i obserwowałem jak ten "róg" się
wysuwa, miałem taki relaks i pewność że już nic nie przerwie mi tej
obserwacji do końca. I gdy ta rzeźbiona smuga wysuwała się już na jakieś
25-30 cm, czyli zbliżała się już chwila gdy za parę chwilek miała na
jej końcu ukazać się twarz, wówczas zrobiłem coś czego do dzisiaj nie
rozumie...
W tamtym momencie w jednej chwili poczułem jakąś taką niechęć,
zniechęcenie, chęć przerwania. Przestałem chcieć zobaczyć tę twarz,
chciałem jak najszybciej się wyrwać z tego, zakończyć obserwacje. I gdy
ów "róg" pokonywał już ostanie centymetry, powiedziałem bratu zaświeć
światło! I on to zrobił... Koniec. Już nigdy potem tak zaawansowanego
stopnia owej metody nie ujrzałem. Z czasem nawet przyszło to że cię żej
mi było wogule dostrzec tę poświatę u innych, i wymagało to o wiele
więcej skupienia i prób "nic nie myślenia" w chwili koncentrowania się
nad czubkiem głowy oddychającego.
Możecie mi nie wierzyć, ale... możecie spróbować to sami! Główne
potrzebne elementy do tego eksperymentu zamieściłem w tym opisie. Może
za którymś razem wam się uda, a może ujrzycie i tę twarz, jeśli was coś
wcześniej nie zniechęci. U nas było tak że "bawiliśmy" sie w to ze
znajomymi i kuzynami, i było tak że choć zaawansowanego stopnia nie
osiągneliśmy, to niekiedy wspólnie widzieliśmy to "błędne światło" nad
oddychającymi, którzy potem byli wypompowani'' - http://www.nautilus.org.pl/
Nie wiem jednak czy to dobre czy złe i czy przypadkiem nie pochodzi z wierzeń pogańskich. Wie to tylko Bóg, Aniołowie i Szatan.
Ostatnio pisałam o bardzo interesującym świętym - Ojcu Pio.
Poruszając się w tym temacie znalazłam również ten artykuł, który jest warty przeczytania,
natomiast przytoczę tylko ważniejsze fragmenty:
,,Przyjaźń Ojca Pio z aniołami lub raczej z Aniołem Stróżem zaczęła się
bardzo wcześnie,
bo już w wieku dziecięcym. Mały Franciszek Forgione
swego „towarzysza dzieciństwa”
otaczał szczególnym nabożeństwem, darzył
głębokim uczuciem i ufnym oddaniem.
Ojciec Eusebio podaje następującą
charakterystykę Anioła Stróża,
który towarzyszył Ojcu Pio w czasach jego
dzieciństwa:
„Przyjął wygląd innego dziecka i stał się dla niego
widzialny […], rozweselał jego dzieciństwo
i powodował jego tęsknotę za
niebem”.
Rzeczywiście, ten czysty duch towarzyszył chłopcu we wszystkich
momentach jego życia,
szczególnie w trudnych chwilach. Umacniał go
podczas udręk, rozpraszał wątpliwości,
pocieszał i zanosił jego modlitwy
przed tron Pana Boga.''
,,Anioł Stróż spełniał również posługi bardzo pokorne,
jak choćby budzenie.
Kiedy Ojciec Pio z powodu podeszłego wieku osłabł
fizycznie,
władze zakonne wyznaczyły mu do pomocy ojca Alessia Parente.
Zdarzało się, że zmęczony swoimi obowiązkami ojciec Alessio udawał się w
ciągu dnia na krótki odpoczynek, by po zregenerowaniu sił powrócić do
pracy.
Nie zawsze jednak budził go dźwięk zegarka. Wtedy mocne pukanie
do drzwi stawiało go na nogi.
Za każdym razem, gdy wychodził na
korytarz, nikogo tam nie spotykał.
Zdziwiony biegł do Ojca Pio, który w
tej właśni chwili czekał na jego pomoc.
Ojciec
Alessio odkrył, że oprócz tajemniczego pukania do drzwi,
innym sposobem
na jego budzenie był wyraźny głos, który mówił do niego w głębokim
śnie:
„Alessio, Alessio, przyjdź na dół”. Pewnego razu zagadka dziwnego
budzenia rozwiązała się.
Gdy kolejny raz zdarzyło się ojcu Alessio
zaspać, postanowił wytłumaczyć się swemu podopiecznemu, lecz ten
przerwał mu i powiedział: „Tak, rozumiem cię. Lecz czy sądzisz, że dalej
będę posyłał mojego Anioła Stróża, aby codziennie cię budził? Lepiej
będzie, abyś poszedł i kupił sobie nowy budzik”.'' - http://glosojcapio.pl/
Podobno kiedy małe dzieci patrzą w jeden punkt stoi tam Anioł.
Nie wiem czy to prawda ale może faktycznie coś w tym jest?
Kiedy umieramy - wtedy również przychodzi po nas Anioł.
Albo czy nigdy nie doświadczyliście takiego ,,śledzenia'' pomimo tego, że nikogo z Wami nie było?
Kolejna święta, która również za życia widziała Anioły:
św. Faustyna
W jednym dniu, kiedy byłam na adoracji, a duch mój jakby w konaniu za
nim i łez powstrzymać nie mogłam, wtem ujrzałam jednego ducha, który był
piękności wielkiej, który mi rzekł te słowa: - Nie płacz ? mówi Pan -. ?
Po chwili zapytałam: - ktoś ty jest, a on mi odpowiedział: jestem
jednym z siedmiu duchów, którzy stoją dniem i nocą przed tronem Bożym i
wielbią Go bez przestanku. Jednak duch ten nie ukoił mojej tęsknoty, ale
pobudził mnie do jeszcze większej tęsknoty za Bogiem. Duch ten jest
bardzo piękny, a piękność jego jest ze ścisłego złączenia z Bogiem. Ten
duch nie opuszcza mnie ani na chwile, wszędzie mi towarzyszy. (Dz 471)
W tem ujrzałam przy sobie jednego z siedmiu duchów, tak jak dawniej
rozpromienionego, w postaci świetlanej; stale go widziałam przy sobie,
kiedy jechałam pociągiem, widziałam. Widziałam jak na każdym z mijanych
kościołów stał Anioł, jednak w bledszym świetle od ducha tego, który mi
towarzyszył w podróży. A każdy z duchów, którzy strzegli świątyń,
skłaniał się duchowi temu, który był przy mnie.Kiedy weszłam do furty w
Warszawie, duch ten znikł; dziękowałam Bogu za Jego dobroć, że nam daje
Aniołów za towarzyszy. Ach, jak mało się nad tym ludzie zastanawiają, że
zawsze mają przy sobie takiego gościa i zarazem świadka wszystkiego.
Grzesznicy, pamiętajcie, że macie świadka czynów swoich.(Dz 630)
29. [IX]. W dzień św. Michała Archanioła, widziałam tego Wodza przy
sobie, który mi powiedział te słowa: - Zlecił mi Pan, abym miał o tobie
szczególne staranie. Wiedz, że jesteś nienawidzona przez zło, ale nie
lękaj się. - Któż jako Bóg! ? I znikł. Jednak czuję jego obecność i
pomoc. (Dz 706)
Mówiąc o świętych nie mogę zapomnieć o świętym Janie Pawle II: ,,Aniołowie objawiają również Bożą Opatrzność: „Wobec Boga – mówił Jan
Paweł II – świat stworzeń duchowych jest z natury, tzn. z racji swojej
duchowości o wiele bliższy, aniżeli świat stworzeń materialnych. Stanowi
on jakby najbliższe »środowisko« Stwórcy. Pismo Święte daje dosyć
wyraźne świadectwo tej bliskości aniołów wobec Boga. Mówiąc o nich,
posługuje się takimi przenośniami, jak »tron« Boga, Jego »zastępy«, Jego
»niebiosa«. Przez całe stulecia chrześcijaństwa poezja i sztuka
czerpały z Pisma Świętego natchnienie, przedstawiając nam aniołów jako
orszak Boga”.'' - http://www.opoka.org.pl/
Wiele ludzi podobno spotkało swojego Anioła Stróża i wiecie co?
Strasznie im zazdroszczę.
Jedną z tych osób był pewien ksiądz: Ks.
Jose Maniyangat,
który spotkał swojego anioła, ba, ten oprowadził go po niebie, piekle i czyśćcu.
Dziękuję za przeczytanie. Jeżeli mielibyście jakieś pytania to zapraszam do napisania do mnie :)